Sobotnie popołudnie w Państwowej Galerii Sztuki. Mimo upałów na zewnątrz kilkadziesiąt osób zamiast spędzania czasu na plaży wybrało udział w gorącej debacie pod hasłem „Rewolucja w cieniu gilotyny”. Trójka wybitnych znawców rewolucji francuskiej: prof. Marcin Król, dr Monika Milewska i Reynald Secher, dyskutowała o tym, czy rewolucja nieuchronnie rodzi przemoc. Spotkanie poprowadził dr Tomasz Wysłobocki.
Wolność, równość, braterstwo – żaden z uczestników debaty nie miał wątpliwości, że te hasła rewolucji francuskiej dały podwaliny nowoczesnemu myśleniu o prawach obywatelskich. Szczególnie ich znaczenie dla późniejszego rozwoju myśli politycznej podkreślał Reynald Secher. Paradoksalnie z myśli rewolucjonistów czerpały też XX-wieczne systemy totalitarne. Pytanie brzmi: czy dzieje rewolucji mogły potoczyć się tak, aby nie doszło do rozlewu krwi?
Zdaniem Marcina Króla ideologia rewolucyjna zawsze ma charakter przemocowy. Rewolucja z założenia potrzebuje wroga, którego można zwalczać. Przemoc więc towarzyszy rewolucji od samych jej początków. Historia XX wieku pokazała nam to wyraźnie, czego dobrym przykładem jest choćby rewolucja rosyjska.
Jednocześnie historyk podkreślał też paralelę z wydarzeniami w Polsce w 1989 roku, które mimo wszystko nie przerodziły się w krwawy przewrót. Jego zdaniem stanęliśmy wtedy przed dziejowym wyborem – czy podążać przemocową drogą rewolucji, czy też przeprowadzić transformację zgodną z nowoczesnym pojmowaniem demokracji i praw obywatelskich. Nie krył swojego uznania i pozytywnego stosunku do tego, jaką drogę obraliśmy.
Spora część dyskusji poświęcona była temu, jak późniejsza historia Europy pomogła nam lepiej zrozumieć uniwersalne mechanizmy rewolucji. Wszak dość łatwo zauważyć, że wszystkimi późniejszymi przewrotami społecznymi rządziły podobne reguły. Poruszono także niezwykle interesujący i wstrząsający wątek prac nad metodami taniej masowej eksterminacji. Wbrew obiegowej opinii myśl ta nie powstała w XX-wiecznych systemach totalitarnych. Prace nad tym przerażającym usprawnieniem zabijania rozpoczęły się już w jakobińskiej Francji. Nie zostały wtedy doprowadzone do końca, ale jak pokazała historia, pomysł ten powrócił w XX wieku, w podobnych pod pewnymi względami okolicznościach społeczno-historycznych.
Ciekawym wątkiem dyskusji był też aspekt kultury i sztuki w czasie rewolucji. Z jednej strony dochodziło wówczas do niebywałych i bezprecedensowych w historii aktów wandalizmu, kiedy to obywatele świadomie i na ogromną skalę niszczyli dorobek kulturowy własnego narodu. Z drugiej strony, jak podkreślał Reynald Secher, kwitła sztuka propagandowa i nie była to sztuka prymitywna. Bardzo ciekawie dyskutowano o metodach dyskredytowania wrogów rewolucji poprzez karykaturę, wyolbrzymianie pewnych cech lub animalizację.
Przykładem może być sposób przedstawiania w ilustracjach z tamtego okresu Ludwika XVI, który mimo iż był wysokim mężczyzną, zawsze rysowany był jako osoba niska, aby podprogowo pokazać, że jest to persona niegodna sprawowanego urzędu, lub przedstawiany jako dorodny wieprz. Co ciekawe, podobne środki wyrazu stosowano również w XX-wiecznych systemach totalitarnych, co jest kolejnym argumentem za powtarzalnością historii.
Można wręcz powiedzieć, że cała debata powracała nieustannie do rozważań nad pewnym zbiorem schematów, które po raz pierwszy wystąpiły podczas rewolucji francuskiej, ale które stanowią uniwersalny i powtarzalny wzór ludzkich zachowań w okolicznościach przewrotu społecznego. Czy jest w nie wpisana tytułowa gilotyna? Niestety tak. Jednak jak pokazał przytoczony przykład Polski w 1989 roku, na szczęście świadomość historii może pozwolić ludzkości unikać ich w przyszłości.
Kamila Fobke